Blog „
Nico's speed, passion ]”. Autor o sobie: „Moja pasja to motory, piękne kobiety i dobre filmy, jak i muzyka. Lubię również sporty ekstremalne, przede wszystkim popisy rajderów, snowboard oraz wyczyny rolkowców na rampach”.
Klikamy na link "zobacz ciekawy film". Otwiera się kilkunastosekundowe nagranie. Motocyklista pędzi po torze przeszkód, wzbija się po pochylni i kilka metrów nad ziemią wykonuje efektowne ewolucje. Serce skacze do gardła.
U góry strony - zdjęcia dwóch ścigaczy, takich, jakie w Polsce rzadko da się widzieć na ulicy, za to częściej w telewizyjnych relacjach ze sportowych wyścigów. Poniżej kolejny motor mruga białym światłem reflektora. Obok zdjęcia rury wydechowej, kasków, kierownicy.
Nico: "Mam nadzieję, że strona kolegom internautom z różnych kontynentów spodoba się i chętnie będziecie chcieli nawiązać ze mną kontakt, a jestem człowiekiem otwartym na ciekawe znajomości nie tylko w sieci".
Autor raz jeszcze o sobie: "Zapewniam, że na każdą anglojęzyczną korespondencję odpiszę w ciągu tygodnia, o ile nie wystąpią nieprzewidziane przeszkody".
O tym, jakie to przeszkody, wyjaśnia powitanie: "Uległem wypadkowi komunikacyjnemu, w wyniku którego doszło do zmiażdżenia rdzenia kręgowego i złamania kręgów szyjnych ze złamaniem zęba obrotnika. Krótko mówiąc, mam tylko trzeźwo myślącą głowę i od 14 lat żyję biologicznie nienaturalnie, oddychając za pomocą respiratora".
Kiedy zjedzie się kursorem trochę w dół, widać zdjęcie. Młody mężczyzna ni to siedzi, ni leży na dużym łóżku. Głowa bezwładnie wsparta o poduszkę, do krtani podłączona rurka respiratora, wzrok wbity w sufit.
I jeszcze inne zdjęcie ze strony Nico - skan dowodu osobistego. Na nim odcięta od reszty ciała głowa, jakby zawieszona w próżni.
Imię i nazwisko: Janusz Świtaj.
Data urodzenia: 2 czerwca 1975.
W miejscu na podpis dwa słowa: podpis niemożliwy.
Na początku lutego Janusz wysłał do Sądu Rejonowego w Jastrzębiu Zdroju list. Wystukał go na komputerze, trzymając w ustach ołówek. Zamiast podpisu złożył odcisk kciuka. Poprosił o zgodę na przerwanie uporczywej terapii w przypadku śmierci jednego z rodziców, którzy się nim opiekują. Podobnej prośby w Polsce nie złożył jeszcze nikt. Eutanazja jest zakazana, ale sąd musi rozpatrzyć wniosek Świtaja.
Janusz: - Śmierci się nie boję. Po drugiej stronie i tak na mnie nic nie czeka. Byłem już tam jedną nogą w czasie wypadku. Nie ma żadnego nieba ani raju. Tylko czarna mroczna otchłań, nawet żadnego światełka w tunelu.
Nie będziesz chodzićRano 18 maja 1993 roku pędził swoim motocyklem z Raciborza w stronę sąsiedniego Wodzisławia. Emzetą 250. Wcześniej miał ją wyremontować, trochę szwankowały hamulce, ale jakoś zabrakło czasu. Z kolegą, którego wiózł, chcieli popływać w Olzie. Z przodu, przed motocyklem - tir z naczepą. Kiedy ciężarówka w pewnym momencie zwolniła, Świtaj zdążył tylko krzyknąć do kolegi: Rafał, wyskakuj, chyba nie wyhamuję! Pasażer wyszedł bez szwanku, miał tylko podarte dżinsy. Świtaj wbił się głową w żelazną belkę naczepy. Gdy już się wybudził w szpitalu, lekarze długo nie chcieli nic powiedzieć. Nawet tego, że bez rurki respiratora, którą miał wetkniętą do krtani, sam by nie potrafił oddychać. W końcu jeden z nich (Janusz wciąż pamięta jego nazwisko) orzekł - nigdy nie będzie już chodzić.
Dwa tygodnie po wypadku, w dniu swoich 18. urodzin, poprosił dyżurującego lekarza o środek nasenny i odłączenie od respiratora.
Proponował, żeby jego organy przeznaczyli do przeszczepów.
- Skrzyczał mnie i do końca pobytu w szpitalu się obraził. Nie jestem mściwy, ale ciekawe, jakby ten doktorek zachowywał się teraz, po 14 latach spędzonych w łóżku w całkowitym bezruchu.
Marzenie o T-shircieŚwiat Janusza to duże metalowe łóżko w dawnym pokoju gościnnym. Można w nim regulować nachylenie, tak jak w szpitalnym. Obok skomplikowana aparatura, rurki, przewody, do których jest podłączony. Żeby maszyna mogła tłoczyć powietrze do jego płuc nawet w razie jakiejś awarii w elektrowni, w rogu pokoju stoi agregat prądotwórczy. Pieniądze dał na to Urząd Miasta w Jastrzębiu Zdroju. Na ścianach - zdjęcia motocykli i Jennifer Lopez. Na jednym z plakatów hasło: "Kierowco, spojrzyj w lusterko, daj szansę motocykliście". Marzy o plakacie z autografem Roberta Kubicy, chociaż bardziej by go urządzała koszulka rajdowca.
ŹRÓDŁO: | |
Czternasty rok leży pod kołdrą prawie goły. T-shirt to jego jedyna garderoba. - Ale koszulkę Kubicy zakładałbym tylko kilka dni w roku - w sylwestra, Boże Narodzenie, w urodziny, bałbym się, żeby jej nie zniszczyć albo pobrudzić - mówi.
Mieszkanie ma dwa pokoje. Ósme piętro wieżowca. Dobrze, że chociaż winda zatrzymuje się na każdym piętrze. W Jastrzębiu Zdroju niektóre dziesięciopiętrowe bloki PRL zbudował tak oszczędnie, że drzwi do windy są tylko na co drugiej kondygnacji. Ale w jego bloku oprócz osobowej jest też towarowa, zmieści się w niej na łóżku.
Ta winda przydała się półtora roku temu, dzięki niej z ekipą pogotowia pojechał na wybory parlamentarne. Swoje pierwsze w życiu, choć miał już 30 lat. Wcześniej nikomu do głowy nie przyszło, że Janusz może chcieć głosować. Długo musiał przekonywać prezydenta Jastrzębia Zdroju, że udział w wyborach to jego prawo. Na łóżku wjechał do samego lokalu wyborczego. Krzyżyk przy nazwisku swojego kandydata postawił, trzymając długopis w ustach. A potem jedyna w stutysięcznym mieście karetka pogotowia wyposażona w respirator odwiozła go do domu.
W listopadzie zeszłego roku, podczas wyborów samorządowych, prezydent nie robił już żadnych ceregieli. Za to karetka przyjechała po niego cztery godziny po umówionym czasie. A potem pielęgniarze nie potrafili przenieść go z łóżka domowego na karetkowe.
- Ja nie chcę nikogo obrazić, po tych panach było widać, że są stałymi bywalcami siłowni. Chyba jednak byli ze świeżego naboru, nie potrafili mnie sprytnie podźwignąć. Wszystko musiały tłumaczyć z detalami panie pielęgniarki, a i tak najwięcej się nadźwigały - wspomina tamten moment.
Zapamiętał jeszcze deszcz, który na niego padał, gdy wieźli go od drzwi bloku do sanitarki. Pierwszy deszcz, który na niego spadł od prawie 14 lat.
Szkoda czasu na kiepskie filmy
Gdyby nie wypadek - dwa dni później miał pierwszy raz zjechać na szychtę w kopalni - zostałby górnikiem, jak jego ojciec. Ze swoimi prawie dwoma metrami wzrostu przerósł go o dwie głowy. Teraz ojciec jest już na emeryturze, 63 lata. Całe życie podporządkował synowi. Razem z młodszą o dwa lata żoną co godzinę przewracają go z boku na bok, żeby nie dostał odleżyn.
Jak go przewrócą w prawo, to widzi akwarium, gdy w lewo - może pisać na komputerze. Z okna widzi tylko niebo.
- Górnictwo górnictwem, ale pod ziemią nie chciałem spędzić całego życia. Chciałem złożyć papiery do technikum wieczorowego, marzyłem o studiach inżynierskich. Jak widzę ten mój dzisiejszy upór, to jestem pewny, że by mi się udało - mówi.
Przez pierwsze lata po wypadku, gdy leżał jeszcze w szpitalu, rodzice kupili magnetowid. Obejrzał tysiące filmów. Sam mówi, że kilkadziesiąt tysięcy. Po roku w okolicznych wypożyczalniach nie było już żadnego, którego by nie znał. - Teraz bardzo starannie wybieram filmy, które chcę obejrzeć. Szkoda mi czasu.
Woli długie godziny spędzać w internecie. Poznał w ten sposób masę ludzi. Wysyła do nich maile, rozmawia przez Gadu-Gadu. Nie tylko o motorach.
O religii, Kościele, ostatnio o eutanazji.
Na swojej stronie zamieścił ankietę. Pyta internautów, czy eutanazja powinna być w Polsce dozwolona. Chce zebrać sto tysięcy podpisów i zorganizować ogólnokrajowe referendum w tej sprawie.
Zamiast gapić się w ekran telewizora, woli obserwować rybki w akwarium. Wkrótce ma dostać nowe, dwa razy większe od tego stulitrowego, które teraz stoi przy jego łóżku. - Potrafię godzinami patrzeć na moje skalary, to mnie uspokaja i relaksuje - mówi.
Ani śladu odleżyn
Jeździł na łyżwach, bo dziewczynom imponowało, jak ktoś radził sobie na ślizgawce. Grał w hokeja i trenował boks. Trzy lata w klubie uprawiał kolarstwo. Bez większych sukcesów, ale w ogonie peletonu też nie jeździł. Później z roweru przesiadł się na motor. Stać go było na emzetę, ale ojciec kolegi, biznesmen, odkupił od wicemistrza Polski kawasaki ninja. Wtedy to było ferrari wśród ścigaczy. Trzy sekundy do setki, Świtaj nie mówi o nim inaczej jak o narowistym potworze. - To narowisty potwór, absolutnie najlepszy motor świata. Kilka razy go dosiadłem - zapala się, gdy o tym opowiada.
Rodzice Janusza od 14 lat patrzą na jedynego syna unieruchomionego w łóżku, spędzają przy nim każdą chwilę. Tylko na półtorej godziny na dobę zastępuje ich pielęgniarka, a przez pięć - od niedawna wynajęta opiekunka.
Przez resztę dnia to oni są pielęgniarzami, rehabilitantami, masażystami. Każde przewrócenie na drugi bok to skomplikowana operacja. Najpierw muszą odłączyć całą aparaturę, wyjąć i oczyścić rurkę. Później dokładny masaż całego ciała. To wszystko zajmuje czasami nawet pół godziny.
- Niech pan popatrzy - pupa jak u niemowlęcia, ani śladu odleżyn - Helena Świtaj z dumą podnosi ręcznik, który okrywa biodra syna. Ale ona sama już traci siły. Ma zwyrodnienie stawów kolanowych, co jakiś czas na kilka dni trafia do szpitala. Wtedy syn jest zdany tylko na jej męża.
- Powoli już nie dajemy sobie rady - przyznaje Henryk Świtaj.
Janusz Świtaj zdaje sobie z tego sprawę. Swój wniosek do sądu o zgodę na śmierć uzasadnił właśnie stanem zdrowia rodziców. Obawia się, że gdy zabraknie jednego z nich, drugie sobie nie poradzi. - Nie chcę być już dłużej ciężarem dla nikogo. Wiem, że rodzice robią dla mnie wszystko, ale już nie dają rady. Gdy umrą, zostanę sam. Nikt mi nie pomoże. Nie chcę umierać, wegetując jak roślina. W samotności. To byłaby eutanazja rozłożona na raty - mówi Janusz.
Tylko rozmawiaćJanusz odpowiada na pytania dziennikarzy, choć mówienie nie przychodzi mu łatwo. Co kilka sekund musi przerywać, wtedy słychać tylko odgłos pompowanego do płuc powietrza.
W przerwach między wywiadami dopytuje o szczegóły publikacji i chce wiedzieć, kiedy zostaną wyemitowane relacje w TV. Zależy mu, żeby umieścić adres jego strony. Jak już zaczyna mówić, trudno mu przerwać. Nie widać bólu, który nie opuszcza go od wypadku.
Jeśli ktoś by pomógł jemu i rodzicom, to z sądu wycofałby swój wniosek.
- O jaką pomoc panu chodzi? - pytamy.
- Gdyby ktoś załatwił mi pielęgniarkę przynajmniej na osiem godzin. Żeby rodzice mogli odpocząć. I żebym mógł rozmawiać z ludźmi, dużo, jak najwięcej.
* Strona internetowa Janusza Świtaja: www.switaj.eu
ŹRÓDŁO: | |
Źródło: Duży Format